sobota, 12 lipca 2014

Z pamiętnika wojowniczki #2



(strona 193 ) 



Dnia wczorajszego w godzinach popołudniowych znowu wspinałam się po znanych schodach. Znanych czy znajomych? Weszłam do mieszkania, dziwnie przestronnego, ale kanciastego. Przytłoczyła mnie wielka cisza, chociaż każdy dźwięk opiewa wielkie echo. Głośno, cicho, dziwnie, naturalnie? Próbuję się przyzwyczaić spowrotem, w czym pomaga mi najmiększe na świecie prześcieradło. Najgorzej jest jednak z umysłem, który dalej słyszy fale rozbijające się o brzeg i znajome - nieznajome głosy.


Na dziś pozostała tylko melancholia przy dźwiękach deszczu i oglądanie Camp Rocka, tak, jak sobie obiecałam. 

piątek, 11 lipca 2014

* * *

Bardzo lubię siniaki. Od zawsze je lubiłam. Kojarzyły mi się z twardością i wytrwałością oraz odpornością na ból, symbolizowały kogoś, kim zawsze chciałam być. Tak więc wracam do domu cała posiniaczona, jak zwykle w niewiadomych okolicznościach, ale szczęśliwa jak nie wiem co :)


P.S na polski- już wróciłam

czwartek, 19 czerwca 2014

Strona 170

Myślę, że będę tą zbuntowaną dziewczyną, chociaż zawsze wydawała mi się to śmieszna perspektywa. Co będę robić? Złe rzeczy. Ale jakie? Jeśli przeżyję jeszcze tatuaże (u kogoś, w życiu u siebie), to piercing mnie po prostu obrzydza. Kolor czarny na paznokciach okropnie mi się nie podoba, trochę przereklamowana forma buntu, jeśli chcecie znać moje zdanie. O wymykaniu się też raczej nie mam mowy, bo mieszkam w bloku, mam głośny zamek w drzwiach, a żadne drzewo nie rośnie nawet na trawniku przed moją klatką, a co dopiero pod moim oknem. 
Pozostaje mi więc chyba tylko bycie buntowniczką w duchu. I w słowie. Jednak to, co powinno być najlżejszą formą buntu, nie dość, że jest najbardziej niebezpieczne, to jeszcze po drodze rani każdego, kto ma czelność się do mnie odezwać. I co ja mam robić?

*w pokucie za tyle czasu, dzisiaj dwa posty*

xxx

Myślę, że będę tą zbuntowaną dziewczyną, chociaż zawsze wydawała mi się to śmieszna perspektywa. Co będę robić? Złe rzeczy. Ale jakie? Jeśli przeżyję jeszcze tatuaże (u kogoś, w życiu u siebie), to piercing mnie po prostu obrzydza. Kolor czarny na paznokciach okropnie mi się nie podoba, trochę przereklamowana forma buntu, jeśli chcecie znać moje zdanie. O wymykaniu się też raczej nie mam mowy, bo mieszkam w bloku, mam głośny zamek w drzwiach, a żadne drzewo nie rośnie nawet na trawniku przed moją klatką, a co dopiero pod moim oknem. 
Pozostaje mi więc chyba tylko bycie buntowniczką w duchu. I w słowie. Jednak to, co powinno być najlżejszą formą buntu, nie dość, że jest najbardziej niebezpieczne, to jeszcze po drodze rani każdego, kto ma czelność się do mnie odezwać. I co ja mam robić?

środa, 21 maja 2014

Czy można tak naprawdę zmienić przyjaciół, zmienić towarzystwo. O ile z tym drugim się zgodzę, to z pierwszym mam duży problem. Czy nie jest czasem tak, że gdy kogoś wybieramy, to on zostaje z nami [na zawsze]? Czy jego obecność, jego słowa, jego gesty, jego czyny tak po prostu dają się wymazać z pamięci? Czy osoba, która znaczyła dla nas tak wiele, była połową naszej duszy może, tak po prostu, przestać być jej częścią [na zawsze]? Czy gdzieś we wszechświecie jest to wogóle możliwe?



Bo na czym tak naprawdę polega przyjaźń? Na szeptaniu sobie czułych słówek, kłótniach o błahostki, ale bez szacunku do drugiej osoby, czy raczej na długich rozmowach i mówieniu drugiej osobie tego, co się szczerze myśli, nie żeby jej dokuczyć, ale żeby udoskonalić ją i samego siebie?

Zawirowania przyjacielskie na horyzoncie, ratunku.
*nie jest ze mną tak źle, oglądam to jak dobre przedstawienie, siedząc wygodnie na widowni.*

P.S
Wracam do was z nowymi pomysłami, wygląd bloga już zmieniony, bądźcie czujni :).

sobota, 29 marca 2014

Zapisane w gwiazdach



Zupełnie zapomniałam już, jak to jest, siedzieć w ciszy, w nocy, kiedy wszyscy śpią. Zwykle taka świadomość w cale mnie nie cieszyła, a ja kończyłam zdołowana. Jednak teraz cisza jest wybawieniem. Czuję, jak mój mózg się rozluźnia, jak cały tłum myśli powoli, samoistnie uwalnia się z mojej głowy. Czuję się lekka, chociaż już trochę zmęczona, ze względu na porę. Jednak nie zamieniłabym na nic tego wieczoru i chwili cichej samotności, kiedy mogę odetchnąć wolnością, a nawet całą piersią spokojnie się nią nasycić.
Wspaniałym momentem jest też to, kiedy spełniają się nasze marzenia. Coraz częściej myślę o przyszłości i w zasadzie coraz poważniej. Moje plany są wielkie, chociaż dla wielu wydają się małe. Myślę o przyszłym domu, i właśnie dziś zdałam sobie sprawę, jaki naprawdę ma być. Zwykle ograniczałam się do szeregowca, bo był czymś pośrednim co by mi wystarczało. Jednak dziś zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie tylko nie obejdę się bez ogrodu, ale też bez wsi. Od zawsze o tym marzyłam i teraz, w tych chwilach, kiedy jeszcze mam czas pomyśleć, coraz częściej to widzę. Planuję brązowe okna … No i dużo rozmyślam nad rodziną. Może to pod wpływem książek, które czytam. Całkiem możliwe, że to przez aktualną geografię czy też religię. Jednak coraz częściej zdaję sobie sprawę, że chciałabym mieć dom pełny, a w nim dużo dzieci. Jednak nie umiem do końca przełożyć tego na współczesne realia. Nie mam też pewności, że dałabym radę takową 5 obdarzyć potrzebną miłością i wsparciem, jakie sama otrzymałam.