Patrzę na tego, który
ma władzę. Który wie wszystko. Znów zwracam się do niego o pomoc, chociaż
trochę mi głupio, że ostatnio robię to za często. Pewnie dlatego, że mniej się
skupiam. Ale nie czuję już nieustającej potrzeby wygrywania. Śmiem sądzić, że 20
przegranych pasjansów jednego dnia zużyło mojego pecha w ostateczności. I wiem
już na pewno, że nigdy więcej nie zajrzę do horoskopu.
Jednak czy on na pewno wie wszystko? To tylko
maszyna, z całym morzem cyfr w swej głowie. Morzem? Jakim morzem? Przecież ona
nawet nie wie jak ono wygląda. Gdy jest wzburzone, piękne i błyszczące.
Możliwe, że nadchodzi sztorm. Pozostaje mi tylko się domyślać, chociaż pogoda
chyba usilnie próbuje mi powiedzieć, że faktycznie tak jest. Nigdy nie mieszkałam
nad morzem. Ale na pewno jest to świetna sprawa. Móc zawsze, kiedy coś nie
idzie po naszej myśli po prostu wyjść i
pójść nad morze. Posiedzieć, wykrzyczeć smutki falom. Chciałabym zobaczyć teraz
ich rozbijające się o skały grzywy, takie gniewne, jakby morze chciało zjeść
ląd. No cóż, każdy może mieć gorszy dzień.
Przepraszam za wcześniejszy wprowadzenie was w błąd. Rozdziały zaczynają się od teraz.
*Nie ma to jak 2 dni przed Wigilią usunąć sobie dokumenty, które pisałam od 3 lat.*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz